W tym roku dość późno wziąłem się za performance - przygotowałem dopiero na otwarcie wystawy w galerii xx1. Ponieważ otwarcie było 8 maja, a więc późną wiosną, więc nazwałem akcję Secondavera. Akcję Primavera zrealizowałem w latach 80tych. Biegałem wtedy przez śnieżne zaspy nago, pomalowany w czarne tulipany, a mrozu było -20 stopni. Teraz miało być bardziej niewinnie, inspiracją były Teletubisie i kwitnące jabłonie, które miałem namalować do naszej sali rady wydziału. Wyszło trochę grobowo, bo film w laptopie, który miał pokazać kwitnące sady leżąc na moim brzuchu nie chciał zaskoczyć i zadziałał dopiero na końcu, kiedy moje dłuższe leżenie już nie miało sensu. Ja wyglądałem jak pogrzebany "Biada!" u Mickiewicza, a laptop jak mój nagrobek - no, ale chłop strzela a Pan Bóg kule nosi. Zdjęcia Jana Piekarczyka i ze strony galerii, bo sam nie mogłem robić.
         
Kolejny performance, to już pełnia lata. Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej Elektrownia pod przewodem Andrzeja Mitana zorganizowało dużą imprezę z malowaniem na murach, performance i koncertami. Ja namalowałem na ścianie "środek świata" z rusałką i zrobiłem przed tym z pomocą Beaty Gawryszewskiej ogródek. Potem się dowiedziałem, że impreza pod nazwą: "Powstanie Sztuki" jest związana z rocznicą Powstania Warszawskiego i postanowiłem trochę performance "Ogród" powiązać z powstaniem. Było to tym łatwiejsze, że wcześniej przywiozłem wózek inwalidzki a pamiętałem jak po wojnie dużo młodych ludzi bez nóg jeździło na deskach z łożyskami i zarabiało śpiewaniem powstańczych piosenek. Droga, jak dawniej biegła od obrazu do obrazu. Zaczynałem ją od obrazu "Zielone Światy", który namalowałem na okładkę do książki kończącej projekt badawczy. puszczając film z kwitnących sadów, który poprzednio się zawiesił. Potem jechałem wózkiem po piachu, rozkładając kwiaty, świeczki i karteczki z imionami zmarłych. Przy bardziej osobistych karteczkach grałem na harmonijce. Po dojechaniu do namalowanego ogrodu napiłem się wody z basenu i wstałem. Zdjęcia moje i Beaty, kiedy jechałem.
 
 
W Skokach w tym roku tematem sympozjum było malarstwo, więc teoretycy mało się wypowiadali, Maciek był zajęty wyjazdem do Calgary i było więcej niż zazwyczaj luzu. W związku z tym zrobiłem performance "piknik". Był to klasyczny piknik w pałacowym parku - wino, ciastka i owoce na świeżym powietrzu. Na płocie rozwiesiłem kwitnące jabłonie - obraz dopiero podmalowany, ale na piknik w sam raz. Ponieważ w Skokach wszędzie rośnie maryśka, to jej użyłem do kadzenia i jako wsad koktajlowy. Idea performance była bardzo prosta: przepijałem do kolejnych uczestników sympozjum, kadząc im podwójnie. Po pierwsze marihuaną, a po drugie prawiąc im wyrafinowane komplementy. Była to nowa, pozytywna formuła sztuki procesualnej.
21 września fundacja Creo zorganizowanie przez 12 artystów malowanie masek (jednakowych zrobionych wcześniej przez Tadeusza Znosko) na Pradze przy ulicy Kinowej na zapleczu sklepu. Lało tak, że publiczności było mało i praca szła jak w pracowni tylko bez ubikacji i zlewu, za to z wodą z nieba. Chciałem zrobić troszkę performatywnie; kupiłem błękitne curacao, ale wypiłem z gwintu na przeziębienie i tyle było sztuki procesualnej. Tutaj ta maska. Nie ma drugiej strony, którą pomalowałem na czarno i opatrzyłem napisem: Nikogo nie znam, nikogo nie lubię.