ANDROMEDA - OPERA . DOMOWA OPERA
Osoby Gorgona - martwa, Andromeda - żywa, ni to żywe, ni martwe - Jej Piersi, Skała, Czas, Ocean, Powietrze. Także Księżyc, Płacz, Spojrzenie które zabija. Półżywy Perseusz. Pegaz i Potwór - rzeczy nie stworzone
Spodka sen letniej nocy tu kontynuuję z Wami
|
|
Początek
Księżyc: Powiem to, co zobaczę z własnego oblicza, bo odbijam światło W księżycowe noce. Tańcząc na szczytach fal i skał, na piersiach Andromedy.
Piersi Andromedy Niech księżyc tańczy ładnie, to może ze mnie spadnie. |
|
Andromeda: Wciąż od nowa do skały Przykuwają mnie grzechy tych, co oglądają niemieckie programy, gdzie potwory morza robią to, co robią. Tak tęsknię do ich szczęk. Niechaj zaczną Niechaj zaczerwienią Niechaj zaczerwią mną morską pianę. Niechaj brzuch i płuca moje opłucze morska woda. Niechaj samotne dłonie moje wiszą na skale w łańcuchach.
Skała: Czuję, jak we mnie rdzewieją łańcuchy twoje i uderzają boki moje. To nie pieszczoty twoich wyrwanych stóp i dłoni.
Ocean: Z potem i moczem spływa we mnie strach Andromedy. Chociaż wielki, to jestem. Chociaż delikatny, to czuję. Mimo strachu wszystkich ryb uciekających we mnie przed śmiercią.
Potwór: Ja, z płynów zrodzony potwór morski. Ja piłem muł podwodnych rzek. Raje chwytałem za ogony i obgryzałem. Ja rogami narwala wydłubywałem perły z zębów. Ja, Potworny. Ja, Wytworny. Ja, Wygnany. Ja Dziewice ze skał wyjadam jak glony. Ja Mogę być omytą z potworności skałą. gównem, wodą, powietrzem. Byle nie człowiekiem.
Powietrze: Tylko ja wiem wszędzie i wszystko. Trzepocę płaczem w płucach Andromedy. I wzbudzam wiatr przed nami wszystkimi tymi działającymi.
Płacz: Powietrze mnie obudziło w tobie. Spłynę rozpaczą po tobie
i rozpłynę się. |
|
Gorgona: Piękną dziewicą uderzona, Piękność we mnie się zamknęła. Chronią ją węże w mych włosach i moich oczu spojrzenie. Chociaż zabita, otwarte mam oczy. Moje twarde spojrzenie nie spojrzy na syna, bo skamienieje on w locie i spadnie na ziemię. |
|
Spojrzenie: Tańczę w otwartych oczach za kratami rzęs Gorgony. Chcę być na wolności, Żeby zabić w was cokolwiek .
Pegaz: Urodziła mnie brutalność i dosiada moje ciało zabójca matki. Jej głowa w worku gniecie moje skrzydło. Jej wzrok martwe umartwia i ożywia żywe. Albo odwrotnie. Moje kopyta bezczelnie wiszą w powietrzu. Mogą was zanieść tam, gdzie wszystkie muzy głodnymi oczami obierają z błota jeden samotny kartofel.
Czas: Nadchodzę, Jesteśmy. Godzina wojny, wojna i żołnierze. Złapię wasze gardło, przyszpilę do nieba, jak Coca colę, albo Heinekena. Więc wyjmij jej głowę ranny Perseuszu. Za zaszłość! Za wyszłość! Za przeszłość! Za przyszłość!
Perseusz: Mam wszystko w ręku, bo słucham poleceń. Nigdy nie dodałem do słowa półsłowa. Nic, to nie ona, nie krzyczy pode mną Z miłości, Z nienawiści, Z bólu. Celnie rzucam dyskiem, kiedy los kieruje moją ręką. Teraz czas zawiązuje węzeł mojej szyi na węzeł.
Księżyc Wciąż wschodzę i zachodzę. Moje skamieniałe światło spada jak grad w waszą ciemność.
Gorgona: Jak każda zabita otwarte mam oczy. Śmierć w zębach została i na was spogląda. Powietrze, Ocean i Czas. Bądźcie przenikliwi. Leć moje spojrzenie! Niechaj Potwór z tobą kamienieje! Niechaj Skała z tobą potwornieje!
Spojrzenie: Lecę jak laserowe działo żeby zabijać Z szybkością światła. Jest we mnie wężowy i trupi jad Gorgony. Jestem mordercą i wszystkich was w sercu moim pomieszczę.
Skała: Ożyłam za sprawą martwego spojrzenia pośladków Andromedy. Teraz wyrwę z siebie łańcuchy i będę szła chodząc i szła chodząc, aż zejdę na piasek.
Potwór: Skamieniałem, bo działałem, bo wiedziałem. Dam boki swe małżom, a okrętom brzeg. Faluj po mnie Oceanie. To niewiele chwil zostanie.
Gorgona: Achtung! Uwaga! Wnimanje! Wnimanje! Perseuszu, Andromedo macie wyrok obozowy zawieszenia w niebie. Wieczność Dożywocia Rozpalania. W sobie gwiazd.
Andromeda: Więc przybij na gwiazdach moich starych. Tych, co mnie przybili tu, na tej skale. Oni są starzy, o obwisłej twarzy. Dla nich wieczność, to codzienność: od godzin, od dni, od lat.
Gorgona: Pegazie! Masz moje piękno i moją potworność. Hulaj między nimi do utraty tchu. Tratuj swoją duszę, Białymi skrzydłami na pienistą pianę.
Andromeda: Perseuszu!
Perseusz: Andromedo! Koleżanko!
Andromeda: Mój kolego!
Księżyc: Teraz świecę prosto w twarz potwora. Niechaj rykoszetem odbija światło księżycowej nocy. Lekkie rannym rankiem, z promieniami słońca ulatujące.
Koniec
Didaskalia ekstra Muzyka szamańsko-rytmiczna, improwizowana 4 - 7 uderzeń na sekundę. Śpiew tak jak należy . A Oni nie zgrani i bez prób. Każde przedstawienie inne. Można dodać od siebie, zmieniać, skracać, płakać, wchodzić i wychodzić.
Niech płynie rzeka słów od głów do głów (do nóg) jak Bug. |