◄powrót / return

 

SYNKRETYCZNA ADEM ORDNA - (Operetka plenerowa)

 

Między osobami: wygnane z raju Drzewo Wiadomości,

Zapomniana Brzoskwinia Sadu Nieśmiertelności,

Wirujący Sufi i Wiatr z niego zrodzony,  

Ziemia skażona, Dusza obnażona, Lotosy uroczystości wspaniałej urody,

ich zapachy, wspomnienia, plwociny i wydzieliny, demony i anioły.

Sąd Ostateczny w pełnej tytulaturze

Dla potępionych - jezioro płomieni piekielnych.

Dla sprawiedliwych - zmartwychwstanie i Róże.

Drzewo Wiadomości:

W spustoszonym raju

nie ma już nagości.

I nikt nie zrywa jabłek

z drzewa wiadomości.

Brzoskwinia Nieśmiertelności:

Opadły już brzoskwinie z drzewa nieśmiertelności

Odleciały już ptaki i odpełzły robaki

Ci, co pode mną siadali, dawno poumierali.

Sufi:

Wiatr odwarstwi wasze dusze,

Gdy w wirowy taniec ruszę.

W kręgu wirowania ciała

moja mądrość oszalała.

Z niedziałania wiatr działania

Zmysłów burza przywołała.

Wiatr:

Z sukni sufiego powołany,

do życia w miłości,

drzew kołyszę gałęziami

w śmiertelności, w świadomości.

Drzewa: wiadomości i nieśmiertelności:

Zapyl nam wietrze rozdzielnopłciowe znamiona grzechu.

Wiatr zapyla przez dotknięcie „dolnej połowy ciała”

Na drzewach wyrastają lotosy uroczystości.

Lotosy:

Aniołom służymy,

pięknem duszy je tworzymy.

Uskrzydlamy je płatkami,        

Formujemy zapachami.

Ponad błoto codzienności

ponad stałość nikczemności.

Aniołowie:

Mewy jak śnieg, na śnieg opadają

Anioł Stróż prowadzi nas

Nad przepaścią.

Okrytych lśniącymi

Skrzydłami

Płonącymi anielskimi

Ramionami

Mewy jak śnieg, na śnieg opadają

Stanie od zachodu

Anioł złego chłodu,

Suknię z wody wyjmie

Na skrzydłach oplecie

Spłucze wszystko wodą

I wiatrem zamiecie.

Mewy jak śnieg, na śnieg opadają

Anioł Stróż północy

Mruży białe oczy

Rozgarnia przed nami

Zaspy nogami

Od jego uśmiechu

Brakuje oddechu

Mewy jak śnieg, na śnieg opadają

Idziemy ze śpiewem

Kolumnami

Z Bożą Łaską

Ponad nami.

Nad nasze winy większą.

Chcę okrytą grzechami

Zdjąć maskę. 

Z uśmiechem w przepaść wstąpić

W istnienie Boga zwątpić.

Chcę błądzić,

Wszak powiedz.

Czy ktoś za rękę prowadzi

Anioła.

A mewy jak śnieg, na śnieg opadają

Hierarchia niebiańska:

Z Karpat przybyli Aniołowie

A aureole na ich głowie

W promieniach słońca lśnią tak właśnie

Jak rój myśliwców ef szesnaście.

 

Mocne ramiona rozpostarli

Na wzór żurawi szyki zwarli

I napełnili skrzydłami niebo

Jak hazardziści kartami stół.

 

Sześcioskrzydlate serafiny

Płyną powietrzem jak delfiny,

A żar bijący od ich piór

Zostawia miękkość białych chmur.

 

Roje cherubów, co krążyły

Oczy na skrzydłach swych zmrużyły

Świecąc twarzami w cztery strony

Powoli otoczyły trony

 

Duchów z kosmosu  wynurzonych,

Jak czołg laserem oślepionych

Przez blask powietrza, tlenu płomień,

Wodnistość ziemi, słońca ogień.

 

Teraz na ziemię opadają

Dusze umarłych zabierają,

Bo poprzedzany aniołami

Duch Boży stoi nad równinami.

 Archaniołowie:

Archaniołom drżą aureole w słońcu

Porannym

Do namiętnego skrzydłami lotu

Nad nami.

W głębinach somy,  gdzie dusze pustkę

Nawiedzą,

Z gęstwiny zmysłów ślad archanioły

Wyśledzą.

Gabriel proroka ręką zatrzyma

Na skale,

Michał pysznego smoka poskromi

Stopami

Rafael zleczy duszy dziecięce

Choroby.

Metaton zliczy grzechy rządzące

Tym światem,

Roczniki wiary przegląda święte

Annael.

Za nami stanie płonąc namiętnie

Zachariel.

Deszczem przed śmiercią szumi opadłym

Azrail.

W sen Lucyfera, zaranną gwiazdę

Zgaszoną

Wsuną pogardę grzechów

Miłości spragnioną.

 

Lotosy:

Rozniesiemy się po ziemi,

Niechaj w rajską się przemieni.

Lotos 1:

Gówno w złoto zmienię,

kurwę w świętą pannę.

Z brudu tego świata

zrobię boską mannę.

Lotos 2:

Ssę cię ziemio, kał wysysam,

pełen namiętności.

Otoczę cię pancerzem piękna,

barierą miłości.

Lotos 3:

W spalarni śmieci

urodzę ci dzieci

i wśród trupów i pleśni

zanucę urocze pieśni.

Ziemia skażona:

Genetycznie zapaprana śmieciem obecności

Ziemia na was pierdzi gazami zaszłości,.

Odeszły mnie wody, spłodziłam potwory:

Diabły i demony. Upadłe Anioły.

Z genetycznie zdemoralizowanych lotosów wychodzą upadłe anioły i demony polifonicznie śpiewając

Upadłe Anioły:

Wolne są kwiaty,

Wolne są zwierzęta,

O naszej wolności

Nikt już nie pamięta.

Wyluzuj się trochę

I poddaj radości,

A to, co jest przykre,

Załatwiaj w ciemności.

Wolne są kwiaty,

Wolne są zwierzęta,

O naszej wolności

Nikt już nie pamięta.

Wolność musisz sprawdzić,

Radość władzy też.

Spróbuj deptać kwiaty,

Spróbuj być jak lew.

Wolne są kwiaty,

Wolne są zwierzęta,

O naszej wolności

Nikt już nie pamięta.

Słabi się nie liczą,

Słabych mamy gdzieś.

A jak chcesz wolności,

To ją sobie weź.

Wolne są kwiaty,

Wolne są zwierzęta,

O naszej wolności

Nikt już nie pamięta.

I nie wierz już w bajki

Z czarnym podniebieniem,

Bo właściwie Szatan

Ładnym jest imieniem.

Diabelstwo

Rozepnij sobie rozporek

Wypuść odbytem powietrze

Uśmiechem z cudzego nieszczęścia

Rozjaśnij szare dni.

W śmietniku worki przegląda

Facet, co źle wygląda -

Odpadków zostało z życia

Na dwa transportery picia.

Rozepnij sobie rozporek

Wypuść odbytem powietrze

Uśmiechem z cudzego nieszczęścia

Rozjaśnij szare dni.

Wytrzyj ropę spod powiek

Spójrz wokół po szalecie

Pod ścianą pijany człowiek

Rzyga w dekolt kobiecie

Rozepnij sobie rozporek

Wypuść odbytem powietrze

Uśmiechem z cudzego nieszczęścia

Rozjaśnij szare dni.

Leży w odleżyn smrodzie,

Stara, co umrzeć nie może.

Chorego ciągnie do piachu

Dziecko się moczy ze strachu

Rozepnij sobie rozporek

Wypuść odbytem powietrze

Uśmiechem z cudzego nieszczęścia

Rozjaśnij szare dni.

Nienawiść karmi me serce

Zawiść pobudza duszę.

Gdy widzę ciebie w rozterce

Z radości upić się muszę.

Lustro

Stoję przed lustrem, patrzę na siebie

Mój druhu.

Chociaż za lustrem nie widzę ciebie

Mój druhu.

Lustro zabrało stąd twoje ciało

Mój druhu.

Czemu oddałeś serca tak mało

Mój druhu.

Masz tataraku zielone oczy

Mój druhu.

Każdy z radością nocą w nie skoczy

Mój druhu.

Tak jak w ulice w głąb duszy wbite

Mój druhu.

Ale twej duszy szlaki ukryte

Mój druhu.

Jeśli odejdę odbicie zniknie

Mój druhu.

A bez odbicia ty będziesz nikim

Mój druhu.

Spojrzałem w lustro ze szklaną twarzą

Mój druhu.

Lustro zszarzało ja w nim zadrżałem

Mój druhu.

Myślę o sercu co  w lustrze bije

Mój druhu.

O tym odbiciu co za nim żyje

Mój druhu.

Jeśli wejdziemy w chłód co nas dzieli

Mój druhu.

Wyjdziemy z niego już podzieleni

Mój druhu.

Brzoskwinia nieśmiertelności:

Pestką pruskiego kwasu.

Napluję na demona.

Plująca nieśmiertelność

To wieczne źródło zła.

Niech w cieniu się dokona

Przemiana tego psa.

I w głąb ciemnego lasu

Korzeniem spijam jad.

Złego owocu owoce

z gałęzi pełnych grzechu

Otrząsam z obrzydzeniem.

Pluje na demona, który zmienia się w plwocinę

i prosi do tańca anioła - promieniejącą Miłość. Tańczą.

 

Smród:

Mój męski smród

Zatruje twoje ciało.

Jestem mężny, jestem męski

Nie zaznałem nigdy klęski

Nie mam żadnych wątpliwości,

Jak połamać obcym kości.

Wiara:

Nie jest zupełnie zły

Nikt w głębi swojej duszy

I nawet krwią opitego

Sumienie kiedyś ruszy.

Plwocina:

Nienawiść daje wiarę

I przestrzeń naokoło,

A wszyscy cię szanują,

Bo twoją siłę czują.

Miłość:

Nie ma silniejszej miłości

Jak miłość do zła.

Wtedy mogę z siebie dać

Więcej niźli zechcesz brać.

Wydzielina:

Wydzielony, odrzucony, zły

Myślę o miłości nie tak jak ty.

Nie miałem ojca, nie miałem matki.

Precz z recyklingiem!

Kocham odpadki.

Nadzieja:

Ty jesteś zły,

Bo mama mi mówiła,

Że takiemu jak ty,

Ona dziecko zrobiła.

Anioły i Demony:

Nucą w tańcu.

Wnikamy w dobro, przyjmujemy zło

Anihilujemy się w pełni, anihilujemy geny.

Przeplatamy chromosomy, do zatracenia się rozpływamy

Ziemia jałowa, wygłodniała rozkoszy tańca, zastygnie syta.

Rodzice w Iraku bez świadomości erogennych sfer pode mną staną.

Być i nie być - to jest zadanie, a nie pytanie banalne.

Deus ex machina:

Z odległości niewidzialności przybywam.

Nihilacją Sądu Ostatecznego anihilację przerywam.

Dwie trzecie mnie

Ma dwa tysiące lat.

Co daje ponad nieśmiertelność

Lat tysiąc trzysta

Trzydzieści trzy i ułamek.

W tym tłumie dusz mój Sufi.

Zrobimy przedziałek

Sufi:

Wirując.

Wśród grzechów powodzi,

Gdzie słońce zachodzi namiętność mnie zwodzi

Choć dusza zawodzi, mnie dobro nie szkodzi.

Gdy sobie wiruję, duszom los gotuję;

Dobre ślę do nieba a złe tam, gdzie trzeba.

Niech je przyjmie gleba, robactwo przerzuci.

Oczyszczone z grzechu niech w obieg powróci.

Brzoskwinia nieśmiertelności:

Z osocza wiadomości

Z pestek nieśmiertelności

Mam dla spragnionych gości

Napój bez namiętności.

Daje nieśmiertelność.

Dusza obnażona:

Mam odwagę wejść na wagę!

Wczoraj się schlałam,

Dzisiaj odlałam.

Jak będzie potrzeba,

To pójdę do nieba.

Posłuszna byłam

I nic nie przeżyłam,

Teraz jestem za lekka,

Żeby pójść do piekła.

Zabierz te skrzydła

Kurwo przebrzydła!

Jeśli mnie przerżniecie,

Grzechu nie znajdziecie.

Kładźcie choć na łoże.

Czy tutaj o Boże!

Nikt mi nie pomoże?

Ze mnie potępieniec,

Jak z diabła wisielec,

Dusza zmysłowa:

Osądź mnie!

Jak sądzę, lubię

Być teraz sądzona!

Na wadze sobie siądę

I jak ten głupek

Nadstawię tobie

Drugi półdupek.

Możesz mi miecz swój

Włożyć do pochwy.

I zanim zdechnę,

To się uśmiechnę

Do ciebie.

I dam ci nawet

Bicie mego serca,

Chociaż ty kurwa

Jesteś przeniewierca.

Czy powaga sądu nie ucierpi srodze

Jeśli podsądna

Nie zatrzęsie się w trwodze

W sądny ten dzień?

Dusza ognista:

Całe życie

Ostrożnie żyłem.

I prócz drobiazgów

Nigdy nie zgrzeszyłem,

Chociaż wzorem Hioba

Rzadko się myłem.

I z córkami swawoliłem.

Jak Lot biblijny.

Czasem jak Saul.

Zabiłem w gniewie.

Albo jak Dawid,

W potrzebie.

Śladem patriarchów

Wpuśćcie mnie do nieba,

Bo całe życie

Ostrożnie żyłem,

I prócz drobiazgów

Nigdy nie zgrzeszyłem

Anioł podnosi klapę do czyśćca,

skąd odzywa się dusza zmęczona.

Dusza zmęczona:

Jedzenie nie jest jedzeniem,

Nie ma grzechu.

Piękna jest dużo,

Ale to jest cudze piękno;

Deszcz tylko moczy.

Nie jest naszym udziałem

Nic co jest życiem ludzi.

Czy jedzenie może być jedzeniem,

Grzech wspaniałym grzechem

Piękno naszym pięknem,

Deszcz nie dotykać nas,

Albo dotykać czule.

Czy można się zmienić?

Czy miałem rację?

Czy Syzyf przetoczył skałę

Na drugą stronę góry?

Najłatwiej przekroczyć szczyt.

Niech będzie wszystko przeklęte.

Archanioł sądzący:

Gehenna! Gehenna!

Z brudu tego świata

I z przeklętych cieni

Gehenna! Gehenna!

Ziemia się oczyści

I niebo przemieni.

Gehenna! Gehenna!

W ognistym jeziorze

W pokorze stłoczeni

Gehenna! Gehenna!

Płaczą potępieni.

Choć życie stracili

Gehenna! Gehenna!

Po dwakroć umarli

Płakać nie przestali

Gehenna! Gehenna!

I tracąc nadzieję

Szaty swe rozdarli.

Gehenna! Gehenna!

W nicości zostali

Po dwakroć umarli.

 

Sędzia ostateczny:

Już gotowa jest dusz lista

W niebo leci dusza czysta.

A na pastwę płomieni

Pójdą potępieni.

Baranek:

Pociągnięci rajską łaską

Poprzez piękno zagarnięci

Alleluja! Alleluja!

Do nowej zwabieni ziemi

W nowe ciało obleczeni.

Alleluja! Alleluja!

Wydźwignięci z świata cieni

Tańcząc śpiewają zbawieni

Alleluja! Alleluja!

W kryształowej wodzie życia

Opłukani z grobów gnicia

Alleluja! Alleluja!

Nie zaznają nocy cieni

Łaską Bożą otoczeni

Alleluja! Alleluja!

Z drzewa życia nakarmieni

Słowem Bożym upojeni

Alleluja! Alleluja!

Młodzi ciałem z martwych wstali

W Jeruzalem zawołali

Alleluja! Alleluja!