SYNKRETYCZNA ADEM ORDNA - (Operetka plenerowa)
Między osobami: wygnane z raju Drzewo Wiadomości, Zapomniana Brzoskwinia Sadu Nieśmiertelności, Wirujący Sufi i Wiatr z niego zrodzony, Ziemia skażona, Dusza obnażona, Lotosy uroczystości wspaniałej urody, ich zapachy, wspomnienia, plwociny i wydzieliny, demony i anioły. Sąd Ostateczny w pełnej tytulaturze Dla potępionych - jezioro płomieni piekielnych. Dla sprawiedliwych - zmartwychwstanie i Róże. |
|||
Drzewo Wiadomości: W spustoszonym raju nie ma już nagości. I nikt nie zrywa jabłek z drzewa wiadomości. |
Brzoskwinia Nieśmiertelności: Opadły już brzoskwinie z drzewa nieśmiertelności Odleciały już ptaki i odpełzły robaki Ci, co pode mną siadali, dawno poumierali. |
Sufi: Wiatr odwarstwi wasze dusze, Gdy w wirowy taniec ruszę. W kręgu wirowania ciała moja mądrość oszalała. Z niedziałania wiatr działania Zmysłów burza przywołała. |
|
Wiatr: Z sukni sufiego powołany, do życia w miłości, drzew kołyszę gałęziami w śmiertelności, w świadomości. |
Drzewa: wiadomości i nieśmiertelności: Zapyl nam wietrze rozdzielnopłciowe znamiona grzechu. Wiatr zapyla przez dotknięcie „dolnej połowy ciała” Na drzewach wyrastają lotosy uroczystości. |
Lotosy: Aniołom służymy, pięknem duszy je tworzymy. Uskrzydlamy je płatkami, Formujemy zapachami. Ponad błoto codzienności ponad stałość nikczemności. |
|
Aniołowie: Mewy jak śnieg, na śnieg opadają Anioł Stróż prowadzi nas Nad przepaścią. Okrytych lśniącymi Skrzydłami Płonącymi anielskimi Ramionami Mewy jak śnieg, na śnieg opadają Stanie od zachodu Anioł złego chłodu, Suknię z wody wyjmie Na skrzydłach oplecie Spłucze wszystko wodą I wiatrem zamiecie. Mewy jak śnieg, na śnieg opadają Anioł Stróż północy Mruży białe oczy Rozgarnia przed nami Zaspy nogami Od jego uśmiechu Brakuje oddechu Mewy jak śnieg, na śnieg opadają Idziemy ze śpiewem Kolumnami Z Bożą Łaską Ponad nami. Nad nasze winy większą. Chcę okrytą grzechami Zdjąć maskę. Z uśmiechem w przepaść wstąpić W istnienie Boga zwątpić. Chcę błądzić, Wszak powiedz. Czy ktoś za rękę prowadzi Anioła. A mewy jak śnieg, na śnieg opadają |
Hierarchia niebiańska: Z Karpat przybyli Aniołowie A aureole na ich głowie W promieniach słońca lśnią tak właśnie Jak rój myśliwców ef szesnaście.
Mocne ramiona rozpostarli Na wzór żurawi szyki zwarli I napełnili skrzydłami niebo Jak hazardziści kartami stół.
Sześcioskrzydlate serafiny Płyną powietrzem jak delfiny, A żar bijący od ich piór Zostawia miękkość białych chmur.
Roje cherubów, co krążyły Oczy na skrzydłach swych zmrużyły Świecąc twarzami w cztery strony Powoli otoczyły trony
Duchów z kosmosu wynurzonych, Jak czołg laserem oślepionych Przez blask powietrza, tlenu płomień, Wodnistość ziemi, słońca ogień.
Teraz na ziemię opadają Dusze umarłych zabierają, Bo poprzedzany aniołami Duch Boży stoi nad równinami. |
Archaniołowie: Archaniołom drżą aureole w słońcu Porannym Do namiętnego skrzydłami lotu Nad nami. W głębinach somy, gdzie dusze pustkę Nawiedzą, Z gęstwiny zmysłów ślad archanioły Wyśledzą. Gabriel proroka ręką zatrzyma Na skale, Michał pysznego smoka poskromi Stopami Rafael zleczy duszy dziecięce Choroby. Metaton zliczy grzechy rządzące Tym światem, Roczniki wiary przegląda święte Annael. Za nami stanie płonąc namiętnie Zachariel. Deszczem przed śmiercią szumi opadłym Azrail. W sen Lucyfera, zaranną gwiazdę Zgaszoną Wsuną pogardę grzechów Miłości spragnioną.
|
|
Lotosy: Rozniesiemy się po ziemi, Niechaj w rajską się przemieni. |
|||
Lotos 1: Gówno w złoto zmienię, kurwę w świętą pannę. Z brudu tego świata zrobię boską mannę. |
Lotos 2: Ssę cię ziemio, kał wysysam, pełen namiętności. Otoczę cię pancerzem piękna, barierą miłości. |
Lotos 3: W spalarni śmieci urodzę ci dzieci i wśród trupów i pleśni zanucę urocze pieśni. |
Ziemia skażona: Genetycznie zapaprana śmieciem obecności Ziemia na was pierdzi gazami zaszłości,. Odeszły mnie wody, spłodziłam potwory: Diabły i demony. Upadłe Anioły. Z genetycznie zdemoralizowanych lotosów wychodzą upadłe anioły i demony polifonicznie śpiewając |
Upadłe Anioły: Wolne są kwiaty, Wolne są zwierzęta, O naszej wolności Nikt już nie pamięta. Wyluzuj się trochę I poddaj radości, A to, co jest przykre, Załatwiaj w ciemności. Wolne są kwiaty, Wolne są zwierzęta, O naszej wolności Nikt już nie pamięta. Wolność musisz sprawdzić, Radość władzy też. Spróbuj deptać kwiaty, Spróbuj być jak lew. Wolne są kwiaty, Wolne są zwierzęta, O naszej wolności Nikt już nie pamięta. Słabi się nie liczą, Słabych mamy gdzieś. A jak chcesz wolności, To ją sobie weź. Wolne są kwiaty, Wolne są zwierzęta, O naszej wolności Nikt już nie pamięta. I nie wierz już w bajki Z czarnym podniebieniem, Bo właściwie Szatan Ładnym jest imieniem. |
Diabelstwo Rozepnij sobie rozporek Wypuść odbytem powietrze Uśmiechem z cudzego nieszczęścia Rozjaśnij szare dni. W śmietniku worki przegląda Facet, co źle wygląda - Odpadków zostało z życia Na dwa transportery picia. Rozepnij sobie rozporek Wypuść odbytem powietrze Uśmiechem z cudzego nieszczęścia Rozjaśnij szare dni. Wytrzyj ropę spod powiek Spójrz wokół po szalecie Pod ścianą pijany człowiek Rzyga w dekolt kobiecie Rozepnij sobie rozporek Wypuść odbytem powietrze Uśmiechem z cudzego nieszczęścia Rozjaśnij szare dni. Leży w odleżyn smrodzie, Stara, co umrzeć nie może. Chorego ciągnie do piachu Dziecko się moczy ze strachu Rozepnij sobie rozporek Wypuść odbytem powietrze Uśmiechem z cudzego nieszczęścia Rozjaśnij szare dni. Nienawiść karmi me serce Zawiść pobudza duszę. Gdy widzę ciebie w rozterce Z radości upić się muszę. |
Lustro Stoję przed lustrem, patrzę na siebie Mój druhu. Chociaż za lustrem nie widzę ciebie Mój druhu. Lustro zabrało stąd twoje ciało Mój druhu. Czemu oddałeś serca tak mało Mój druhu. Masz tataraku zielone oczy Mój druhu. Każdy z radością nocą w nie skoczy Mój druhu. Tak jak w ulice w głąb duszy wbite Mój druhu. Ale twej duszy szlaki ukryte Mój druhu. Jeśli odejdę odbicie zniknie Mój druhu. A bez odbicia ty będziesz nikim Mój druhu. Spojrzałem w lustro ze szklaną twarzą Mój druhu. Lustro zszarzało ja w nim zadrżałem Mój druhu. Myślę o sercu co w lustrze bije Mój druhu. O tym odbiciu co za nim żyje Mój druhu. Jeśli wejdziemy w chłód co nas dzieli Mój druhu. Wyjdziemy z niego już podzieleni Mój druhu. |
|
Brzoskwinia nieśmiertelności: Pestką pruskiego kwasu. Napluję na demona. Plująca nieśmiertelność To wieczne źródło zła. Niech w cieniu się dokona Przemiana tego psa. I w głąb ciemnego lasu Korzeniem spijam jad. Złego owocu owoce z gałęzi pełnych grzechu Otrząsam z obrzydzeniem. Pluje na demona, który zmienia się w plwocinę i prosi do tańca anioła - promieniejącą Miłość. Tańczą. |
|||
Smród: Mój męski smród Zatruje twoje ciało. Jestem mężny, jestem męski Nie zaznałem nigdy klęski Nie mam żadnych wątpliwości, Jak połamać obcym kości. Wiara: Nie jest zupełnie zły Nikt w głębi swojej duszy I nawet krwią opitego Sumienie kiedyś ruszy. |
|||
Plwocina: Nienawiść daje wiarę I przestrzeń naokoło, A wszyscy cię szanują, Bo twoją siłę czują. Miłość: Nie ma silniejszej miłości Jak miłość do zła. Wtedy mogę z siebie dać Więcej niźli zechcesz brać. |
Wydzielina: Wydzielony, odrzucony, zły Myślę o miłości nie tak jak ty. Nie miałem ojca, nie miałem matki. Precz z recyklingiem! Kocham odpadki. Nadzieja: Ty jesteś zły, Bo mama mi mówiła, Że takiemu jak ty, Ona dziecko zrobiła. |
||
|
Anioły i Demony: Nucą w tańcu. Wnikamy w dobro, przyjmujemy zło Anihilujemy się w pełni, anihilujemy geny. Przeplatamy chromosomy, do zatracenia się rozpływamy Ziemia jałowa, wygłodniała rozkoszy tańca, zastygnie syta. Rodzice w Iraku bez świadomości erogennych sfer pode mną staną. Być i nie być - to jest zadanie, a nie pytanie banalne. |
||
Deus ex machina: Z odległości niewidzialności przybywam. Nihilacją Sądu Ostatecznego anihilację przerywam. Dwie trzecie mnie Ma dwa tysiące lat. Co daje ponad nieśmiertelność Lat tysiąc trzysta Trzydzieści trzy i ułamek. W tym tłumie dusz mój Sufi. Zrobimy przedziałek |
Sufi: Wirując. Wśród grzechów powodzi, Gdzie słońce zachodzi namiętność mnie zwodzi Choć dusza zawodzi, mnie dobro nie szkodzi. Gdy sobie wiruję, duszom los gotuję; Dobre ślę do nieba a złe tam, gdzie trzeba. Niech je przyjmie gleba, robactwo przerzuci. Oczyszczone z grzechu niech w obieg powróci. |
Brzoskwinia nieśmiertelności: Z osocza wiadomości Z pestek nieśmiertelności Mam dla spragnionych gości Napój bez namiętności. Daje nieśmiertelność. |
|
Dusza obnażona: Mam odwagę wejść na wagę! Wczoraj się schlałam, Dzisiaj odlałam. Jak będzie potrzeba, To pójdę do nieba. Posłuszna byłam I nic nie przeżyłam, Teraz jestem za lekka, Żeby pójść do piekła. Zabierz te skrzydła Kurwo przebrzydła! Jeśli mnie przerżniecie, Grzechu nie znajdziecie. Kładźcie choć na łoże. Czy tutaj o Boże! Nikt mi nie pomoże? Ze mnie potępieniec, Jak z diabła wisielec, |
Dusza zmysłowa: Osądź mnie! Jak sądzę, lubię Być teraz sądzona! Na wadze sobie siądę I jak ten głupek Nadstawię tobie Drugi półdupek. Możesz mi miecz swój Włożyć do pochwy. I zanim zdechnę, To się uśmiechnę Do ciebie. I dam ci nawet Bicie mego serca, Chociaż ty kurwa Jesteś przeniewierca. Czy powaga sądu nie ucierpi srodze Jeśli podsądna Nie zatrzęsie się w trwodze W sądny ten dzień? |
Dusza ognista: Całe życie Ostrożnie żyłem. I prócz drobiazgów Nigdy nie zgrzeszyłem, Chociaż wzorem Hioba Rzadko się myłem. I z córkami swawoliłem. Jak Lot biblijny. Czasem jak Saul. Zabiłem w gniewie. Albo jak Dawid, W potrzebie. Śladem patriarchów Wpuśćcie mnie do nieba, Bo całe życie Ostrożnie żyłem, I prócz drobiazgów Nigdy nie zgrzeszyłem |
Anioł podnosi klapę do czyśćca, skąd odzywa się dusza zmęczona. Dusza zmęczona: Jedzenie nie jest jedzeniem, Nie ma grzechu. Piękna jest dużo, Ale to jest cudze piękno; Deszcz tylko moczy. Nie jest naszym udziałem Nic co jest życiem ludzi. Czy jedzenie może być jedzeniem, Grzech wspaniałym grzechem Piękno naszym pięknem, Deszcz nie dotykać nas, Albo dotykać czule. Czy można się zmienić? Czy miałem rację? Czy Syzyf przetoczył skałę Na drugą stronę góry? Najłatwiej przekroczyć szczyt. Niech będzie wszystko przeklęte. |
Archanioł sądzący: Gehenna! Gehenna! Z brudu tego świata I z przeklętych cieni Gehenna! Gehenna! Ziemia się oczyści I niebo przemieni. Gehenna! Gehenna! W ognistym jeziorze W pokorze stłoczeni Gehenna! Gehenna! Płaczą potępieni. Choć życie stracili Gehenna! Gehenna! Po dwakroć umarli Płakać nie przestali Gehenna! Gehenna! I tracąc nadzieję Szaty swe rozdarli. Gehenna! Gehenna! W nicości zostali Po dwakroć umarli.
|
Sędzia ostateczny: Już gotowa jest dusz lista W niebo leci dusza czysta. A na pastwę płomieni Pójdą potępieni. |
Baranek: Pociągnięci rajską łaską Poprzez piękno zagarnięci Alleluja! Alleluja! Do nowej zwabieni ziemi W nowe ciało obleczeni. Alleluja! Alleluja! Wydźwignięci z świata cieni Tańcząc śpiewają zbawieni Alleluja! Alleluja! W kryształowej wodzie życia Opłukani z grobów gnicia Alleluja! Alleluja! Nie zaznają nocy cieni Łaską Bożą otoczeni Alleluja! Alleluja! Z drzewa życia nakarmieni Słowem Bożym upojeni Alleluja! Alleluja! Młodzi ciałem z martwych wstali W Jeruzalem zawołali Alleluja! Alleluja!
|